Z wizytą w czyśćcu |
środa, 24 września 2014 | |
Uczniowie z grupy teatralnej „Klepsydra”, prowadzonej w kaliskim Liceum przez Joannę Mączkowską, odwiedzili Zakład Karny w Wierzchowie. Była to kolejna wizyta „Klepsydry”, która systematycznie, od kilku lat wnosi tam swoimi piosenkami powiew dobra i normalności. Właśnie w uznaniu dla tej artystycznej misji, Dyrekcja ZK potraktowała uczniów jako bardzo specjalnych gości, umożliwiając poznanie „świata za murami”, o którym wiemy tak mało. Maszerując korytarzami więzienia zwanego Zakładem Karnym, można poczuć się jak w czyśćcu. Bo też powołaniem tej instytucji jest resocjalizacja skazanych, czyli ich przygotowanie do powrotu do normalnego życia po odbyciu zasądzonej kary. Zasądzonej bynajmniej nie za nic, bo ludzi niewinnych wśród osadzonych nie ma. Są więc ludzie winni, którym dano szansę naprawy. Jak w czyśćcu - o całe niebo lepiej, niż w piekle. Jak zwykle naszym przewodnikiem był przyjaciel „Klepsydry”, absolwent kaliskiego Liceum - kapitan Maciej Słomka. To on przygotowywał widownię. Skazanych, dla których nasze śpiewanie miało być nagrodą. Jak powiew świeżego powietrza z wolności dla setki osadzonych. Wpatrzonych i zasłuchanych. Tak uważnie, jak melomani w filharmonii. Ma się rozumieć, że brawa były gorące. Przedstawiciel więziennej widowni, po zakończeniu występu, wręczył pani Joannie Mączkowskiej pamiątkową płaskorzeźbę oraz pisemne podziękowania. Po chwili przerwy ruszyliśmy na zwiedzanie Zakładu… Chociaż lepiej to określić jako „zanurzenie się” w więziennej atmosferze, czyli właśnie wycieczkę do czyśćca. Miejsca, gdzie z rodziną na widzeniach niektórzy mogą rozmawiać tylko zza szyby. A wtedy dotyk zastępuje kabel, łączący dwie słuchawki domofonu. Miejsca, gdzie obecność krat jest tak powszechna, że trudno stanąć gdziekolwiek bez ich bliskiego sąsiedztwa. Zaprowadzono nas na początek do sali, gdzie odbywa się psychoterapia dla uzależnionych. Głównie tych, których skierowano na odwyk przymusowy. Alkoholicy mają rzucić nałóg po trzech miesiącach, narkomani – po sześciu. Jak mówili terapeuci, w zależności od grupy pacjentów, trwale wyleczy się co dziesiątego, a w najlepszym razie co piątego. I to już jest wielki sukces. Wsłuchiwaliśmy się również w zadawane pytania przez pana Bogumiła Kurylczyka, który uświadomił nam, że nie należy cofać się przed najtrudniejszymi tematami. Byliśmy także w sali zajęć plastycznych. Znowu, jak wszędzie, regulamin na ścianie, masywne stoły do pracy. Podzielone przegródkami tak, by jeden skazany nie przeszkadzał w pracy drugiemu. Dookoła porozkładane dzieła. Makieta zamku, z ustawionym na dziedzińcu modelem gilotyny… Przez kolejne kraty, drzwi i bramki, wychodzimy na powietrze. Skazani mówią: na wolność. Tak, teraz czujemy jak to wspaniale iść gdzie się chce i jak się chce… Ale pozwalamy się zaprowadzić na strzelnicę, gdzie przygotowano pokaz grupy interwencyjnej. Jeden funkcjonariusz wciela się w postać agresywnego więźnia. Rzuca w pozostałych polanami drewna. Ci, osłaniając się tarczami, nie zwlekają. Podchodzą i oddają strzały ostrzegawcze w ziemię. Kolejne już trafią w nogi agresora. Ten nie ryzykuje. Na rozkaz pada na ziemię. Jeszcze chwila i leży skuty kajdankami i obezwładniony. Dalej obserwujemy ćwiczenia codziennego treningu: chwyty, pady, przewroty. Do grupy interwencyjnej nie trafia nikt z przypadku. Jej dowódca podkreśla, iż oni muszą w akcji współpracować jak bracia. Nigdy nie zostawią swojego na polu walki. Żywy, czy martwy, ale każdy z nich musi powrócić. Jak się okazało, pani Joanna Mączkowska także zna chwyty obronne. I dowódcy grupy interwencyjnej zademonstrowała, jak potrafi podstawić „haka”. Funkcjonariusz nawet się pochylił oraz kiwnął głową z uznaniem. Ale trzeba przyznać, iż to zwarcie w końcowej fazie przypominało raczej figurę w tańcu, niż obezwładnienie przeciwnika. Na naszą prośbę zademonstrowano też kilka prostych chwytów obronnych. Jak wyjść z opresji, kiedy ktoś łapie cię za tzw. klapy lub za włosy. Na koniec zaproszono nas na poczęstunek przy rozpalonym grillu. Nie brakowało niczego. Wciąż jeszcze, długo dzieliliśmy się wrażeniami. I chyba dopiero teraz, po tym właśnie pobycie w Zakładzie Karnym w Wierzchowie zrozumieliśmy, jak ważną i odpowiedzialną pracę wykonują osoby tam zatrudnione. Dziękujemy Dyrekcji ZK za umożliwienie tak bliskiego dotknięcia „świata za murami”. |